Nic się nie układa




Od jakiegoś roku sporo ważnych rzeczy idzie nie tak, jak sobie zaplanowałam. Są dni, w które nigdzie nie wychodzę z domu, snuję się jak cień i płaczę po kilka razy z przytłoczenia. A potem przychodzą takie, gdzie jestem na siebie zła i mam ochotę powiedzieć: „Aśka, weź się w garść i przestań się nad sobą użalać”. I to chyba właśnie wtedy mam rację, bo teoretycznie świat mi się wcale nie zawalił. Choć nie zmienia to faktu, że ten ostatni rok to u mnie kompletna sinusoida emocjonalna.

Na początku nie byłam pewna, czy o tym pisać. Wiesz, fajnie jest mieć super wizerunek w Internecie, gdzie wszystko wygląda cacy i idzie super. Tylko że wcale nie idzie.

Zawsze byłam ambitna, miałam swoje plany. Głównymi były studia, dobra praca, potem założenie rodziny i oczywiście najważniejsza rzecz – by przy tym dopisywało zdrowie. Cóż, w chwili obecnej trzy z czterech tych aspektów po prostu nie idzie, jak powinno. O ile udało mi się z czasem pogodzić z większością sytuacji, to kwestia zdrowia jest dla mnie przytłaczająca. Pod koniec zeszłego roku miałam operację. Ponoć wszystko się udało. Niestety, wczoraj dowiedziałam się, że czeka mnie kolejna, taka sama. W takich chwilach człowiek myśli, że życie jest cholernie niesprawiedliwe. Chodzisz do lekarza, pilnujesz wszystkiego, nie palisz, nie ćpasz, rzadko pijesz, a wypadasz gorzej od osób mających nałogi, które lekarza odwiedzą ze 3 razy w życiu i to z powodu silniejszego przeziębienia. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wziąć skierowanie i jechać z papierami zapisać się na zabieg (na który i tak przecież trochę poczekam).

Wstałam więc dzisiaj z założeniem, że zaszyję się w domu z własnymi myślami. Nastrój miałam – mówiąc łagodnie – naprawdę średni. Jednak kiedy usiadłam do komputera, trafiłam na coś, co całkowicie zmieniło mój pogląd na kwestię tej cholernej operacji. Pewna osoba wrzuciła krótką wzmiankę o tym, że szpital jest częścią jej życia, a akurat czekała na kroplówkę. Wtedy obserwując ludzi dostrzegła młodą parę. Napisała, że chłopak wyglądał niemal idealnie. I nagle zobaczyła kulę i to, że od pachwiny nie ma jednej nogi. W swojej refleksji co do tego obrazka zawarła ogromną wdzięczność za swoje kompletne ciało, które daje jej możliwość tańczenia, spacerowania, za ręce pozwalające chwytać i tulić. Na koniec podziękowała Bogu i życiu.

Mnie po prostu przytkało.

Chociaż na co dzień staram się szukać pozytywów, to jednak problemy często mają przewagę, przez co chodzę wtedy przybita. To wyznanie uzmysławia, jak przez problemy przestajemy dostrzegać to, co ma miejsce dobrego, a co przecież też odgrywa bardzo istotną rolę w naszym życiu.

Na przykładzie mojego zdrowia:
wada kręgosłupa, a do tego inna dolegliwość wymagająca operacji – O.K., ale za to mam sprawne kończyny, umysł, widzę (i co z tego, że potrzebuję okularów?), słyszę, mówię… Cholera, toż to tak wiele!

Chociaż zostaję przy planach zaszycia się w domu, to jednak z zupełnie innym nastawieniem.

Rozejrzyj się uważnie, bo może okazać się, że masz znacznie więcej, niż Ci się wydaje.

1 komentarz:

  1. Warto pisać na takie tematy choć rzadko kto się decyduje. Gratuluję Ci odwagi !
    Często czuję to samo.
    Wypadałoby zacząć wreszcie doceniać to, co mamy !

    OdpowiedzUsuń